Zapraszam na rozdział piąty miśki :)



czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział piąty.

 Nie wieżę, jak Niall mógł coś takiego zrobić... Chociaż, to w jego stylu. Pigułka gwałtu? Dobrze, że chociaż zaniósł mnie z powrotem do pokoju...
- Luna, co się wczoraj dokładnie stało? - zapytałam przerażona.
- No, szliśmy na piwo i jak już prawie byliśmy to dołączył do nas Harry - zabłyszczały jej oczy.  - W kafejce siedzieliśmy i po złożonym zamówieniu zaczęliście coś szeptać sobie z Harrym - ściszyła nieco głos - barman przyniósł nam piwa i wtedy przyszedł Niall - dokończyła.
- No to jeszcze pamiętam ale co się później stało? - spuściłam głowę. 
- Wtedy upiłaś łyk piwa a Niall położył rękę... wiesz gdzie... - z moich oczu polały się łzy. Nienawidzę go, dlaczego on mi to do cholery jasnej robi?! DLACZEGO?! Luna przysunęła się bliżej mnie i przytuliła - przykro mi Chachi... 
- To przecież nie Twoja wina... opowiadaj co było dalej - wytarłam łzy, chociaż te nadal uporczywie starały się wkraść na moje rozgrzane policzki. 
- No i Tobie najzwyczajniej musiało to się spodobać... 
- Nie! - przerwałam jej - to niemożliwe, że mi się to spodobało! To ten narkotyk.... - znów nie wytrzymałam, znów się rozpłakałam. 
- Możliwe... wtedy Niall "poprosił " - gestykulowała w powietrzu kocie łapki - nas abyśmy poszli. Chachi, więcej nie wiem. Przed chwilą Cię tu jakiś chłopak z Gryffindoru przyniósł. Powiedział, że leżałaś na schodach - przytuliła mnie mocno. - Przykro mi. 
- Nie przeżyje tego gnój jebany, zapłaci mi za to! - krzyknęłam i poderwałam się z łóżka. Nie było to mądre posunięcie, zaraz znalazłam się na podłodze. - Auć, moja głowa - dopiero teraz poczułam jak mocno mnie boli, aż pulsuje - złapałam się za nią i ułożyłam z powrotem  na materacu. - Wiesz co Luna... zemszczę się, ale później - zamknęłam oczy. Brunetka zachichotała i wstała. 
- Eh, poczekaj - podeszła do wielkiej drewnianej komody. - Gdzież to było... 
- Co szukasz? - podniosłam się na łokciach. 
- Zaklęcia na bolącą głowę, kochanie - cmoknęła w moją stronę. 
- Och, dziękuję - wysapałam. 
- Mam! - wrzasnęła
- Luna błagam Cię nie tak głośno, boli! - poskarżyłam się z wyrzutem. 
- Przepraszam, przepraszam - chwyciła swoją różdżkę i wypowiedziała zaklęcie. Nic nie czułam. Nie bolało. Podniosłam się i podeszłam do mojej komody. 
- Dziękuję Ci Luna! - pisnęłam szczęśliwa. Już miałam iść mu dowalić, lecz przyjaciółka zabrała głos. 
- Wiesz, mogłabyś się przynajmniej jakoś ogarnąć. Nie chciałam Ci tego mówić ale.... wyglądasz jak siedem nieszczęść... - zaśmiała się. 
- Och dziękuję Ci bardzo - zmierzyłam ją wzrokiem. Wyciągnęłam z walizki czarne rurki i kremową, obszerną bluzę z napisem "Goodbye, good riddance" i poszłam do łazienki. Luna miała rację, wyglądałam jak siedem nieszczęść. Tusz na policzkach, włosy sterczące we wszystkie możliwe kierunki świata i wymięte ubrania. Co on mi do cholery zrobił?! Ściągnęłam wszystko i założyłam czyste ciuchy. Zmyłam makijaż szybkim ruchem i tak samo go  z powrotem założyłam. Związałam włosy w wysoki kucyk i wyszłam z pomieszczenia. 
- No od razu lepiej - Luna oderwała się od tableta. 
- Dzięki. Wiesz może gdzie podziała się moja różdżka?! - pisnęłam.
- Tak tutaj - podała mi ją. - Chachi... nie zrób czegoś czego później będziesz żałować... - dodała. Skinęłam głową na znak, że zrozumiałam i wyszłam z pokoju. 
[WŁĄCZ]
 Zeszłam ze schodów i pojawiłam się w salonie Gryffindoru. Co mu powiedzieć? Jak zareagować... a przede wszystkim.. gdzie do cholery jasnej oni mają swój dom? Jaka ze mnie idiotka - stanęłam w miejscu karcąc się w myślach. Jak ja niby mam się do nich dostać? Załatwić Nialla to jedno, prostsze zadanie, ale jak ich znaleźć? Boże dopomóż... 
- Chachi? Chachi Granger? - usłyszałam kogoś głos za plecami. 
- Tak? - odwróciłam się na piecie. Przede mną stał jakiś chłopak wyższy ode mnie o jakieś dobre 20/30 cm. Ciemne włosy i mleczne oczy, na dodatek biały jak ściana... i te malinowe usta... 
- Więc, to ja Cię zaniosłem do pokoju... pomóc jakoś? - zaproponował. Już miałam odpowiedzieć "nie" ale, przyda mi się. 
- Tak, wiesz może gdzie jest dom Slytherinu? - zapytałam kołysząc się z nogi na nogi. 
- Tak, chodź tędy - złapał mnie za rękę. - Tak w ogóle to mam na imię Sam, Sam Longbottom - przedstawił się.
-  Skądś nazwisko kojarzę - uśmiechnęłam się. 
- Mój dziadek przyjaźnił się z twoimi dziadkami - rozjaśnił mi pamięć. 
- Ah no tak! - powiedziałam uradowana. 
- Więc do Slytherinu tędy... - szliśmy wzdłuż korytarza. 
No to sie zaczyna.... 
_________________________________________
Mam wielką nadzieję, że trochę wam wytłumaczyłam o co chodziło z tą końcówką. Następny rozdział pojawi się dopiero gdzieś na początek sierpnia, ponieważ wyjeżdżam na obóz. 

Mam nadzieję, że nie będziecie tacy i skomentujecie rozdział... Pozdrawiam Ola :) 

środa, 17 lipca 2013

Rozdział czwarty. nie do końca +18.

- Nienawidzę go, nienawidzę go, nienawidzę go - powtarzałam sobie w kółko jak jakąś mantrę. 
- Kogo nienawidzisz? - zapytał zdziwiony Harry.
- Nialla, zobacz co mi zrobił. - odsłoniłam bolące miejsce.
- Naznaczył Cię... - skwasił się.
- Cholera jego wie, nienawidzę facetów. - skończyłam nasz dialog i odeszłam pozostawiając zdezorientowanego chłopaka. 
 Czemu ja? Czemu mnie sobie ubzdurał? Przecież nasi dziadkowie byli na siebie wściekli, więc czemu on mnie "lubi"? Czy on chociaż mnie lubi? Czy to tylko moje ubzdurane stwierdzenie? Jego blond włosy... niebieskie oczy... Prawda. Podoba mi się, ale... nie umiem się do niego przekonać, jest zbyt... pewny siebie i arogancki. Zapewne kiedyś będę mogła do tego dopisać brutalny... Harry, zraniłam go, i to nie jeden raz... może tymi słowami przegięłam? I jeszcze go zostawiłam... Ale... Harry to mój przyjaciel i na pewno się nie obraził... Na pewno...
- Chachi? - odwróciłam się. Przede mną stała...
- Luna! - przytuliłam ją mocno. 
- No ja też się cieszę, że Cię widzę. - uśmiechnęła się. 
 Przyjrzałam się jej dokładniej. Podkrążone oczy, blada, wręcz prześwitująca skóra. 
- Co Ci się stało....- zdziwiłam się.
- Wiesz... trzymałam twoją różdżkę, chciałam się jej przyjrzeć - zrobiła przerwę na oddech - i tam było napisane jakieś zaklęcie... Oczywiście nie wiedziałam o co chodzi i przeczytałam je na głos. Wtedy rękę przykryła krew a obraz mi się zamazał, i zemdlałam. Profesor Mc.Donnagal powiedziała, że jeżeli różdżka byłaby moja.... nie obudziłabym się. - skończyła
- Luna... - przytuliłam ją delikatniej. 
- Przepraszam... i tu trzymaj swoją własność. - podała mi przedmiot
- Dziękuję, i nic się nie stało... - uśmiechnęłam się blado.
- Ej, co to jest? - zdziwiła się patrząc na moją szyję. 
- Nic takiego... - przykryłam malinkę włosami. 
- Przecież widzę, pokaż... Masz malinkę! Kto Ci ją zrobił? - poruszała znacząco brwiami.
- Niall.... - powiedziałam obojętnie
- On-na-ciebie-leci. - powiedziała sylabami. 
- No wow - stwierdziłam sarkastycznie.
- Wybacz - przytuliła mnie mocno.
- Spokojnie, wszystko ok - zapewniłam ją smutno, śmieszne, to ona powinna zapewniać, że wszystko z nią dobrze.
- Idziemy na piwo kremowe? - zaproponowała.
- Mamy dopiero po 15 lat, nie sprzedadzą nam... 
- Spokojnie - mrugnęła okiem. 
 Wyszłyśmy więc ze szkoły kierując się w stronę (jak słyszałam) nowej kafejki. Robiło się ciemno i zimno, jak przystało na późną jesień. Niedługo zima. Cóż, nie ukrywam, kocham tę porę roku. Zawinęłam się ściślej swetrem. 
- Chachi? - Luna przerwała miłą dla ucha ciszę.
- Tak? 
- Mogę Ci powierzyć mój sekret? - zapytała uroczo się rumieniąc.
- No pewnie. Nikomu nie powiem - złapałam się za miejsce gdzie, przynajmniej, powinno znajdować się serce. Zaśmiałyśmy się.
- Bo wiesz... Podoba mi się Harry... - zaczęła - nic nie mów. Wszystko wytłumaczę - szybko dodała. - Bo widzisz... znamy się z Harrym od dziecka, znam jego historię, co się wydarzyło, wiem, że walczył z Sama-wiesz-kim - posmutniała.
- Luna... przejdź do sedna... - zniecierpliwiłam się.
- Możesz jakoś zainteresować Harrego moją osobą? - przystanęła na chwilę. - Wiem, że jesteście jak rodzeństwo... - zamyśliła się.
- To prawda... Oczywiście kochana - przytuliłam ją.
- Ej! - usłyszałyśmy krzyki. - Poczekajcie! - Harry zbliżał się do nas w niesamowicie szybkim tempie.
- Chachi? - Luna spojrzała na mnie wymownie. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się w stronę przyjaciela.
- Cóż Cię do nas sprowadza? - położyłam ręce na jego klatce piersiowej. Milimetr po milimetrze przysuwałam go bliżej Luny. 
- Chachi? - zdziwił się.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie - oburzyłam się. Znów zaczęliśmy iść. 
- Chyba nie pozwolę Ci iść samej, w ciemną noc, w zimnie - powiedział ironicznie. Nałożył na moje ramiona swoją bluzę. 
- Przecież idę z Luną- wysunęłam się zza niego. 
- Ah no tak... - powiedział zakłopotany. 
- Nie masz dla niej bluzy, prawda? - zapytałam.
- No nie...
- To ją chociaż PRZYTUL! - krzyknęłam. Upewniłam się czy Luna tego chce. Była biała jak ściana, ale coś myślę, że było to spowodowane zimnem który nabierał na sile. Usta miała złączone, a w oczach gościł chochlik, chochlik który wariował ze szczęścia. Harry podszedł do niej i opatulił swym silnym ramieniem. Była taka drobna w porównaniu do niego. Para idealna. Wyciągnęłam różdżkę i zamachnęłam się nią nad naszymi głowami. 
- Expecto patronum - w górę wystrzeliło niebieskie światło lecz po chwili uformował się mój patron. 
- Jakie to śliczne - skomplementowała Luna. Nad naszymi głowami aż do kawiarni latały małe koliberki. 
- To co zamawiamy? - otworzyłam im drzwi. 
- To co miałyśmy - uśmiechnęła się dziewczyna. Usiedliśmy na beżowej kanapie która stała koło kominka. Harry i Luna po jednej stronie, a ja sama - po drugiej. 
- Harry - szepnęłam gdy Koreanka zamawiała trzy kremowe piwa. 
- Co...
- Podoba Ci się prawda? - zapytałam zadziornie. Nic nie odpowiedział. 
- O czym gadaliście? - spojrzała na nas Luna. 
- Takie tam... - Harry kopną mnie delikatnie nogą by zwrócić na siebie moją uwagę. Delikatnie pokiwał głową dając mi znak, że... nie podoba mu się. Znam Harrego, w takich momentach nie żartuje. On na prawdę jej nie kocha, nawet mu się nie podoba... Cholipka. 
- Proszę - kelner podał nam piwa a pod moje podłożył jakąś karteczkę. Skinęliśmy głowami na znak, że dziękujemy i młodzieniec odszedł. Podniosłam swój kufel i rozprostowałam karteczkę. "Zadzwoń xx 567987657". Obejrzałam się za nim. Patrzył się centralnie na mnie. Oblizałam usta i, na jego oczach, zgniotłam karteczkę podnosząc się przy tym i z gracją ją wywaliłam do kosza stojącego pod bordową ścianą. Uśmiechnęłam się do zdezorientowanego chłopaka i wróciłam na miejsce. 
- Co tam pisało? - zapytała Luna.
- Nic, nic - odpowiedziałam. Widziałam, że nie była zadowolona z mojej niezupełnej odpowiedzi. 
- O nie - powiedział Harry. Podążyłam jego wzrokiem który prowadził do drzwi... Niall właśnie wchodził do pomieszczenia. Zgadnijcie gdzie chciał usiąść? 
- No cześć - przywitał się. Usiadł się koło mnie i schylił by ucałować w policzek. 
- Wiesz, ta kawiarenka jest prawie pusta. Pełno tu wolnych miejsc, więc po cholerę jasną siadasz koło mnie? - zapytałam spokojnie. Upiłam łyk piwa lecz blondyn zabrał mi szklankę. 
- Kochanie, nie pij. A zresztą, chciałem poczuć Twoje ciepło - przysuną się bliżej kładąc rękę na moim udzie. No fajnie, a ja mam sukienkę... Harry naprężył się. Ale cóż biedaczek mógł zrobić? 
- Niall, kochanie, - zaczęłam słodko - ogarnij hormony. 
- Chachi - powiedział z wyrzutem, przesuną pięć centymetrów wyżej swoją rozgrzaną rękę. Spojrzałam na niego spode łba, co było trudne ze względu na moją grzywkę. 
- Chachi, kochanie, przestań - znów pięć centymetrów. 
- Zostaw mnie - załkałam teatralnie, byleby nie dać mu tej chorej satysfakcji. 
- Mrrr - dotkną. Dotknął mojej kobiecości. Jęknęłam, a oczy o mało co nie wyleciał mi z orbit. Przyjemne... zaczął kreślić na niej kółka. Czułam, że zaraz nie wytrzymam. Moje ciało wypełniła pustka, nic nie mogłam zrobić prócz... No dobra to zabrzmi dziwnie ale... rozkoszowaniem się. 
- I co teraz? Niebezpieczna Chachi... - prychnął. Wyciągnął rękę, a ja znów poczułam swoje bijące w nierównym tempie serce. Chciałam znów to poczuć. Jeszcze jakieś 6 minut temu miałam ochotę go zabić, poćwiartować i udusić. Ale teraz? Pragnęłam by znów to zrobił... by znów pozwolił mi się tym rozkoszować. 
- Harry, Luna - zwrócił się do moich oszołomionych przyjaciół - mam prośbę. Moglibyście wrócić do szkoły? Nie martwcie się. Odprowadzę ją tam gdzie powinna się znaleźć - zapewnił. Spojrzałam na nich wielkimi oczami ale, jeśli miał mi jeszcze raz sprawić przyjemność - skinęłam głową na znak, że mogą iść. Poradzę sobie. Dwójka wstała i wyszła, co chwilę niepewnie się odwracając. 
- Więc Chachi - zwrócił się do mnie. - Chcesz poczuć coś przyjemniejszego? - przed oczami zrobiło mi się ciemno. Jedyną rzeczą jaką pamiętam to chłopak za barem patrzący się na mnie ze sztucznym uśmiechem i blondyn który szeptał mi do ucha;
- Nie zapomnisz tego, obiecuję - i film mi się urwał. 
 Zimno, wyszliśmy już? Nie przypominam sobie żebym wstawała, żebym cokolwiek robiła. Pamiętam tylko Harrego i Lunę opuszczających kafejkę. Byli szczęśliwi. Obaj trzymali się za ręce. Śmiali się ze mnie. To Niall mnie bronił. 
- Ej, Chachi - potrząsnął mym zmarzniętym ciałem. 
- Tak? Gdzie jestem? - zapytałam tuląc się do niego. 
- W bezpiecznym miejscu - do nozdrzy dostał się ostry zapach lilii. Otworzyłam oczy. Nie poznaję tego miejsca. 
- Gdzie jesteśmy? - powtórzyłam pytanie. 
- W hotelu, prosiłaś bym Cię tutaj zaniósł. Nie pamiętasz? Mieliśmy... mieliśmy zrobić swój pierwszy raz - oprzytomniałam. No tak. Teraz wszystko staje się jasne. Teraz pamiętam. Harry i Luna zaczęli się zwijać, są parą. Prosiłam Nialla byśmy... wszystko już wiem. Spojrzałam się na siebie. Byłam goła. Niall też. 
- Która jest godzina? 
- Jakoś po 11 - odpowiedział czule głaskając mój prawy policzek. 
- O cholera - oprzytomniałam. 
- Co jest? - zdziwił się. 
- Mamy dopiero po 15 lat! - krzyknęłam szybko naciągając na siebie bieliznę. 
- Kochanie - uspokoił mnie - spokojnie, zabezpieczyliśmy się -pocałował mój obojczyk torując sobie drogę w niższe partie mojego ciała. Zatrzymał się przy piersiach. Dokładnie obcałował moje sutki które stwardniały. Środkiem brzucha zjeżdżał niżej... Przejechał palcem wskazującym po mojej kobiecości. Bawił się ze mną. Wiedział, że znów pragnę poczuć go w sobie, że go pragnę... Rozchylił szerzej moje nogi i zaczął całować uda od wewnętrznej strony. Co chwilę wydawałam z siebie ciche jęki. Wreszcie. Włożył mi swoje dwa palce do buzi, a później sobie. Zachichotałam. Zaczęłam pieścić swoje piersi. Włożył palce we mnie. Najpierw powoli wolno jak żółw, później szybciej. Jęki przerodziły się w krzyczenie jego imienia. Zwolnił, delikatnie wyciągnął je z mojej pochwy. Chciałam więcej, nie byłam zaspokojona. Oblizał wejście i powoli wsuwał swój język do środka. Coraz mocniej. 
- Niall... - jęczałam. 
 Złapałam chłopaka za włosy i zaczęłam ciągnąć. Przyciskałam go mocniej, chciałam więcej. Mimo wszystko chłopak podniósł się i położył koło mnie. 
- Wow - skomentowałam. 
- Chachi? - poczułam szarpanie. - CHACHI!? 
- Co Niall... - jęknęłam.
- To ja Luna! Ten chłopak wczoraj w kawiarni, on podał ci narkotyk. Niall mu kazał - mówiła szybko i nieskładnie. 
- CO!? - poderwałam się. 

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział trzeci.

Obudziłam się pełna nadziei, że chociaż ten dzień okaże się szczęśliwym. Odwróciłam się na lewy bok w stronę jeszcze śpiącej przyjaciółki. Nie wiedząc co dalej mam robić wstałam i wyciągnęłam z walizki czyste ubrania.
 Weszłam do łazienki mając nadzieję, że dzisiaj niczego tam nie spotkam. A może to po prostu moja fantazja ubzdurała sobie, że coś tam było? Nie mam pojęcia. Ściągnęłam dół piżamy w małpki i założyłam czystą bieliznę. Dzisiaj mam w planach wyglądać nieco inaczej. Ubrałam czerwone, koronkowe majtki i nałożyłam na nogi czarne rajstopy. Ściągnęłam żółty T-shirt i ubrałam, również koronkowy, czerwony biustonosz. Prawie ubrana podeszłam do zlewu i zaczęłam szczotkować zęby. Uczesałam się i ponowiłam moją wcześniejszą czynność. Nasunęłam na siebie starą, jeansową sukienkę, a na nogi ubrałam czarne zakola-nówki.  Wsunęłam stopy w czarne vansy i chwyciłam w rękę szary sweterek który wzięłam kiedyś mamie. Spojrzałam w lustro. Moje odbicie nie było zadowalające. Krasnal mający ledwo 160 ubrany prawie cały na czarno. I ktoś by pomyślał, że w przyszłości ma zabijać. Chwyciłam maskarę i zaczęłam pociągać nią delikatnie po rzęsach. Kiedy wreszcie przybrały kolor czerni, odłożyłam przedmiot na swoje miejsce, a w zamian wzięłam czerwonawy błyszczyk.  Pociągnęłam nim po ustach i szczęśliwa z rezultatu schyliłam się po moje wczorajsze ubrania które leżały nieopodal zlewu. Kątem oka, coś tam było? Wstałam gwałtownie przy okazji mocno uderzając się w otwartą szafkę.
- Kurwa – syknęłam. Ostrożniej wstając z podłogi zaczęłam się rozglądać. Przyrzekam, coś tam było… Przekonywałam samą siebie. Nie czekając dłużej, podniosłam ciuchy i wyszłam z łazienki.
 Luna dalej słodko spała. A może odwdzięczyć się jej za wczoraj? Czemu nie. Ubrałam szybko togę i złapałam pierwszą lepszą książkę. Wzięłam jej telefon i przestawiłam zegarek o 3 godziny w przód. Także spóźniła się na 3 godziny lekcyjne.
- Luna! Wstawaj! Masz spóźnienie! – zaczęłam ją szarpać – Luna? – zapytałam przerażona. Spojrzałam na jej rękę. Była cała w krwi, kurczowo trzymając MOJĄ RÓŻDŻKĘ. – Luna?! LUNA WSTAWAJ! LUNA, NIE ŻARTUJ SOBIE! – z oczu poleciały mi łzy  - Luna wstawaj! Proszę Cię wstań! Proszę…. – Wybiegłam z pokoju kierując się na ruchome schody. Jak zwykle nie prowadziły tam gdzie chciałam.
- Kurwa, nie wkurzajcie mnie bo obiecuję, że zostaniecie zburzone przy najbliższym spotkaniu – ostrzegłam. Jak różdżką machną, schody pokierowały mnie tam gdzie chciałam. Szybko wbiegając do wielkiej Sali popędziłam do p. profesor McDonnagall.
- Pani profesor, z moją przyjaciółką coś nie tak – słowa szybko wylatywały mi z ust. Zapłakana z całym tuszem do rzęs zapewne bardzo śmiesznie wyglądałam.
- Co się stało? – zapytała zdziwiona
- Rano poszłam do łazienki, no się ubrać. I kiedy schylałam się po wczorajsze ubrania, kątem oka zauważyłam coś czarnego w lustrze. A wczoraj coś w tej łazience było! No ale wracając, weszłam do pokoju i chciałam jej zrobić żart, ubrałam togę i próbowałam ją obudzić ale kiedy ją odwróciłam miała całą rękę w krwi i moją różdżkę w dłoni! – wysapałam za jednym tchem
- O Boże… - powiedziała – zostań tu i o nic się nie martw, wszystkim się zajmiemy. O ile dobrze pamiętam, pan Harry Potter panią szukał. – szybko wspomniała i już jej nie było.
- Harry mnie szukał… - zamyśliłam się. A jeśli o wszystkim wiedział i chciał mnie ostrzec? Na Sali go chyba nie ma…
- Tu jesteś. – chłopak złapał mnie w pasie i okręcił wokół własnej osi.
- Zostaw mnie Niall. Nie teraz, nie nigdy. -  rzekłam surowo
- Mrr, groźna kicia. – udawał kota.
- Chcesz znów trafić do skrzydła szpitalnego? – zagroziłam
- Nie masz tu różdżki. – uśmiechną się cwaniacko
- Zaraz…. Skąd o tym wiesz?! – krzyknęłam na co wszystkie pary oczu skierowały się na naszą dwójkę.
- Podsłuchiwałem, i może ciszej co kotku? – przyłożył usta w miejscu gdzie powinna być moja tętnica.
- Zostaaaaa- nie dokończyłam kiedy nagle wpił się w moją szyję. – Niall przestań – jęknęłam. Nie przestawał, czułam go coraz mocniej, i mocniej… Wreszcie odessał się. Złożył pocałunek na dopiero co zrobionej malince i dmuchną a przez moje ciało przebiegł przyjemny dreszcz. 
- Widzisz... teraz jesteś moja.... - szepną na ucho i odszedł. Przyłożyłam rękę do bolącego miejsca i pisnęłam. Niallu Horanie.... Masz przejebane.