- Get up, get up, and never say never... - śpiewałam pod nosem.
- Chachi? - spojrzała na mnie moja matka.
- Tak? - uśmiechnęłam się. Nie męcz mnie znów tymi "matczynymi radami" no błagam.... modliłam się w myślach. Moja babcia wymyśliła jakąś historyjkę, że zapisała mnie do jakiejś bardzo dobrej szkoły, byleby tylko pozwolili mi pojechać. Ponoć Hogward to nie przelewki, musisz być pilnym i rozważnym uczniem ale... przecież dziadek też nie był. Mój stary kochany dziadzio Ron. Do dzisiaj się z ich małżeństwa śmieję, babcia nie chciała jego nazwiska bo "niech ludzie myślą, że nie jesteśmy razem". Haha, ojj tak... moja kochana bunia i jej "poczucie humoru".
- Ej Chachi, córeczko słuchasz mnie? - pstryknęła mi przed nosem.
- Tak, tak. Mów dalej. - mruknęłam.
- To wracając, masz do nas codziennie dzwonić. Jasne? - nie czekając na moją odpowiedź kontynuowała - Nie zadawaj się z chłopcami, no chyba, że w grę wchodzi Harry. - znacząco poruszała brwiami. Przecież ja do Harrego nic nie czuję, to mój stary dobry kolega. Lubię go, nawet bardzo ale... nie aż tak bardzo.
- Ej! Ziemia do Chachi! Jest tam kto? - moja matka się bardzo niecierpliwiła.
- No tak, tak, nie mam się ruchać z byle jakim chłopakiem, tak zrozumiałam... - zażartowałam ale na twarzy mojej rodzicielki zaistniał wielki grymas... Ciekawe czy już ma myśli mordercze...
- CHACHI! - wydarła się.
- No przepraszam.
- A więc tak - już miała mówić gdy tata wjechał na podjazd a ja wyskoczyłam z auta jak poparzona. Odwróciłam się jeszcze by zobaczyć minę mojej matki. Tak, teraz to na 100% ma myśli mordercze - stwierdziłam uśmiechając się szeroko.
- Babcia! - krzyknęłam uradowana gdy ją tylko zobaczyłam. Stała sobie z dziadkiem w przejściu. Stare dobre małżeństwo...
- Och wnusiu! Jak ty urosłaś! - krzyknęła a jej rude loki zakołysały się na jej drobnych ramionach.
- Widzieliśmy się wczoraj. - stwierdziłam
- To nic, jakbyś też przytyła....
- Ej! - krzyknęłam oburzona patrząc na swoje nogi i podciągając bluzkę.
- Och, żartowałam. Jesteś chuda jak patyk. Chodźcie, wejdźcie, no chyba, że będziecie tu tak stać. - uśmiechnęła się, a na jej starej jak świat twarzy zagościły łagodne zmarszczki.
- Kochanie - powiedział mój tata do mamy - to jest Twoja matka. Widać, słychać i czuć. - skrzywił się zatykając sobie nos. Moja mama dała mu kuksa w bok i się przymkną.
Ah ta moja babcia.... jest troszeczkę nieogarnięta ale i tak ją kocham ponad życie. Jeszcze z nikim nie mogłam po prostu sobie pożartować jak z nią. Oczywiście gdy tylko schodziło się na "małe bitwy" czarodziejów, czyli zamienianie przedmiotów na przykład w zwierzęta czy coś innego, babcia ostrzegała mnie. "Chachi, uważaj, Twoja różdżka ma na prawdę wielką moc, kiedyś się o tym przekonasz". Zwykle na tym kończyliśmy, bo nie lubię jak ktoś mi coś wypomina czy choćby ostrzega. Żyję swoim życiem i już. Może i jestem lekkomyślna ale.... znam umiar. Czasem myślę sobie... dlaczego to akurat ja muszę mieć tą różdżkę? Dlaczego mnie wybrała? Niekiedy czuję jaką na prawdę skrywa moc... zwykle w tedy gdy jestem wściekła. To jest straszne ale... potem mi przechodzi.
- No to my już się będziemy zbierać - powiedział tata szybko wstając. Stół się zakołysał i dzbanek z gorącą herbatą prawie wylądował na moich kolanach gdy - zawisną w powietrzu. Szybko wstałam a on opadł rozlewając parującą ciesz po dywanie.
- Jak to... - zdziwiła się moja mama
- Czarna magia. - wyszeptałam przerażona spoglądając na matkę.
- Tak, tak, tak, jasne. Po prostu miałaś szczęście i już. Dobra jedziemy bo na prawdę zaraz coś wykombinujecie - powiedziała zrezygnowana.
- Pa babciu - ucałowałam ją delikatnie w policzek.
- Pa wnusiu - pociągnęła lekko moją bluzę by mnie przytulić. - Chachi, jutro o 8 wyjeżdżasz. Nie spóźnij się. - puściła mnie i spojrzała porozumiewawczo. Nie rozumiem, jak można patrzeć na kogoś łagodnym ale i surowym wzrokiem? Moja babcia na prawdę jest "opętana". Oczywiście w dobrym sensie.
- Chachi - zawołała mnie mama
- Już idę - odwróciłam się jeszcze raz w stronę babci. - Nie zapomnę.
W domu miałam tysiące dylematów. Co spakować? Jakie ubrania wziąć. Normalnie było tak; stoję sobie pod szafą. Wyciągam jedną bluzkę, oceniałam ją w skali od 0 do 10. Dochodzę powoli do wniosku, że nie mam żadnych ładnych ubrań.... *Puk,puk*. Co? Co to było? Przestraszyłam się. Ktoś pukał do szyby... CZEKAJ CO?! Chwyciłam szybko moją różdżkę. Spokojnie... y, może to tylko jakiś ptak walną w okno? Pocieszałam się w myślach. Ta od razu orzeł. Skarciłam się za takie głupie przemyślenia. Nadal z różdżką przed sobą zgasiłam światło. Za oknem, na tarasie widocznie był zarysowany kontur jakiejś drobnej dziewczyny. A więc nikt z nas nie ma przewagi. Co ja wygaduję za brednie?! Podeszłam do okna i odsłoniłam firankę a tam stała jakaś kobieta po 50.
- Tak? - powiedziałam uchylając okno.
- Ty jesteś Chachi Granger?
- Tak. - odpowiedziałam przestraszona. Osoba jeszcze chwilę stała i wyparowała. CO?! Krzyknęłam w myślach. Może już mam omamy... Jestem spakowana? Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam tylko jedną bluzkę w walizce. No to do roboty. Stwierdziłam.
Po spakowaniu się, wzięłam swoją piżamę i powędrowałam do łazienki w celu umycia się. Po odświeżającym prysznicu umyłam zęby, i poszłam do siebie do pokoju. Sprawdziłam jeszcze czy na pewno mam wszystko spakowane, ustawiłam sobie budzik i poszłam spać.
Obudził mnie Macklemore. Tak, obudził mnie sam Macklemore. No dobra śpiewał mi piosenkę. No ok, ustawiłam sobie piosenkę tego wykonawcy. Kocham tego gościa. Leniwie wstałam nadal nie wyłączając muzyki podeszłam do krzesła gdzie zostawiłam wczoraj swoje ubrania które dziś ubieram. Ściągnęłam bluzkę i założyłam flanelową koszulę, gdy już byłam ubrana podeszłam do szafki bo oczywiście nie zabrałam skarpetek. Odwróciłam się a na moim łóżku skakał sobie Stworek.
- Stworek?! - pisnęłam
- Stworek przeprasza, stworek nie chciał ale Harry Potter kazał zobaczyć czy już pani wstała... - zaczął się tłumaczyć.
- Dlaczego po prostu nie wiem - zawiesiłam się - nie mogłeś chociaż ostrzec, że tu jesteś?
- Stworek przeprasza, Stworek nie chciał.... - podszedł do szafki i zaczął w nią walić głową.
- Stworek, no już, nic się nie stało. - ale on nie przestawał
- Stworek! Jak obudzisz moich rodziców to nie ręczę za siebie. - pogroziłam palcem.
- Stworek przeprasza, Stworek nie chciał.
- Powtarzasz się, dobrze więc skoro już wiesz, że nie śpię możesz już iść.
- A pani nie powie Harremu Potterowi, że Stworek ją przestraszył i że doprowadził ją do tego, że mu groziła?
- Nie ale no już idź! - i znikł.
Poszłam do łazienki i uczesałam się w niechlujnego koka. No dobrze, wiem, że trzeba tam wyglądać stosownie ale... huj z tym. Umalowałam się i wyszłam z łazienki.
Przed stacją czekał już na mnie Harry. Gdy go tylko zobaczyłam od razu na mojej twarzy zagościł duży uśmiech. Tak samo jak i na jego.
- Dziękuję wam. - ucałowałam moich rodziców w policzki i zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć wyszłam z auta razem z walizką i podeszłam do mojego przyjaciela.
- Harry. - uśmiechnęłam się i go przytuliłam
- Chachi. - odwzajemnił uścisk
- To jak idziemy? - zapytałam. - Już niedługo pociąg odjeżdża...
- Tak, tak chodźmy.
Jak mogłam się spodziewać, były tłumy. Harry szybko pociągną mnie za rękę i stanęliśmy przed wielkim ceglanym łukiem.
- Harry co teraz? - zdziwiłam się
- Przechodzimy. - odpowiedział wesoło
- Ale jak to? Przez ściane?! - pisnęłam
- No a jak ty myślałaś? Że pociąg sobie tu podjedzie i tylko wejdziemy do środka i co, że mugole to też zobaczą? No chyba nie. - stękną i przeszliśmy przez czerwoną ścianę.
- Harry!
- No co? - zaśmiał się
- A nic. - udałam obrażoną
- Och panienka wybaczy, powinienem uprzedzić. - powiedział teatralnie.
- Za to bierzesz moje walizki. - uniosłam głowę wysoko i skierowałam się w kierunku pociągu.
- A niech cie...
- Harry Potterze! Jeszcze jedno słowo! - wrzasnęłam a on jakby nagle zbielał. Udało mi się osiągnąć cel.
- Wybacz. - wziął moje walizki. Wiedziałam, że są ciężkie. Po cholere mnie drażnił.
Znaleźliśmy wolny przedział i się w nim usiedliśmy. Resztę podróży przebyliśmy w ciszy.
Gdy dojechaliśmy ujrzałam wielkiego człowieka. Jak mi opowiadał kiedyś Harry - był to Hagrid.
- Hagrid! - ucieszył sie Harry.
- Harry jak miło mi Cię widzieć!
- Mi ciebie też, a Ty to Chachi? Harry wiele mi o Tobie opowiadał - uścisną mą dłoń.
- Mam nadzieję, że dobre rzeczy. - zażartowałam
- Ależ oczywiście, jakby inaczej?
- No a jak. - mruknęłam i poszłam za nim do powozu konnego który, jak mi mówił Harry, miał nas dowieźć do łódek którymi przepłyniemy do Hogwartu.
Sala w której się znajdowaliśmy, była najpiękniejszą jaką kiedykolwiek widziałam! A ten sufit... Jednakże nie to przyciągnęło moją uwagę. Najbardziej moje oczy skupiły się na jednym chłopaku. Miał blond włosy i niebieskie oczy. Również się na mnie patrzył. Nie wiadomo kiedy nagle do nas podszedł ale Harry całą mnie zakrył.
- Nawet jej nie ruszaj, Niall. - sykną
- No proszę, proszę, proszę. - wypowiedział - Nasz mały Harry Potter bawi się w ochroniarza. - zaszydził - Pozwól, że sam się przedstawię. - z łatwością go odsuną. - Jestem Niall Horan. - podał mi rękę.
- A ja Chachi Granger - odpowiedziałam
- Nasi dziadkowie nie przepadają za sobą. Mam nadzieję, że my to zmienimy. - złapał mocniej mą rękę. Wydawała się taka malutka w jego wielkich.
- My się znamy? - zdziwiłam się
- Jeszcze nie ale gdy będziesz przydzielona do Slytherinu, wtedy się bardzo, bardzo, poznamy. - przyciągną mnie do siebie.
- Po moim trupie. - odepchnęłam go
- Ooo, widzę, ze pyskata. Poradzę sobie. - zaśmiał się
- Uwaga! - rozbrzmiał potężny głos
- Jesteśmy dzisiaj tutaj wszyscy razem zebrani by uczcić ten wspaniały dzień, a mianowicie. Witam wszystkich nowych uczniów. - rozległy się brawa.
- Podejdźcie bliżej. - jak kazał tak zrobiliśmy. Do stołka z jakąś dziwną czapką każdy musiał przyjść.
- Chachi Granger. - usłyszałam swoje imię i nazwisko. Podeszłam i usiadłam na krzesełku. Na mojej głowie położono tiarę.
- Hmm... bardzo trudna decyzja. Ostatni raz takim przypadkiem był.. Harry Potter. - na sali zapadła cisza.
- Proszę, Gryffindor, prosze nie Slytherin, prosze Gryffindor. - mówiłam sama do siebie w przekonaniu, że to coś może zmienić.
- A więc... Gryffindor! - usłyszałam donośny głos i oklaski. Spojrzałam na Nialla. Cały aż się zrobił czerwony, potem fioletowy....
- Tak sie cieszę! - Harry okręcił nas wokół własnej osi.
- Gratuluję. - podeszła do nas jakaś dziewczyna. Nie była angielskiego pochodzenia czy nawet amerykańskiego. Z lekcji pamiętam, że; Koreanki mają twarze podłużne, Japonki; twarze kwadratowe a Chinki; twarze okrągłe. To była Koreanka.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.
- Również jestem z Gryffindoru. Wiesz, możemy już iść do swoich domów bo i tak za chwilę będziemy się rozchodzić. - uśmiechnęła się.
- No ok. - odwzajemniłam jej miły gest.
- Harry, to ja już pójdę. - ucałowałam go w policzek. Och jak mi przykro, Niall wszystko widział... dobrze mu.
- A tak w ogóle to mam na imię Luna. - podała mi dłoń.
- A ja jestem...
- Chachi - przerwała mi.
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się
- Przecież cię wołali abyś została przydzielona.
- No tak...- Luna oprowadziła mnie po wszystkich pokojach i w ogóle. Nie pozostało mi nic innego niż pójść spać. Jutro ciężki dzień....
Mogę ci napisać tylko jedno: Rozjebłaś system.
OdpowiedzUsuńDzięki :D
UsuńCzekam na nexta;)
OdpowiedzUsuńheh... Pomysł... Cóż nowa J.K Rowling? Heh xD
OdpowiedzUsuńHahahahahahah zapewne :D Dziękuję, że skomentowałaś :)
UsuńOMG zajebiste :**
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńRównież dziękuję za ten komentarz :)
Jest Megaśne****
OdpowiedzUsuńNaprawdę boskiee :3 gratuluje pomysłu :))
OdpowiedzUsuńFajny :) Dzisiaj natrafiłam na ten blog ale po przeczytaniu pierwszego rozdziału tak mnie wciągnęło że jak będe miała czas to go całego przeczytam :) Zapraszam do mnie kochana :) http://one-direction-vs-siatkowka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń25 yr old Senior Editor Cale Kesey, hailing from Whistler enjoys watching movies like ...tick... tick... tick... and LARPing. Took a trip to Teide National Park and drives a 4Runner. zobacz tutaj
OdpowiedzUsuń