- O już wstałaś - uśmiechnęła się. Popatrzyłam co ma na sobie ubrane. Miała identyczny szlafrok jaki ja miałam położony na torbie.
- Dlaczego masz na sobie szlafrok? - zaśmiałam się. - Przecież już jesteśmy spóźnione, jest po ósmej...
- Po pierwsze, to nie jest szlafrok! To jest toga! Masz taką samą, zobacz - wskazała na czarne coś leżące prawie na podłodze. - A po drugie, zmieniłam Ci godzinę w telefonie. - rzuciła się na łóżko i zaczęła się śmiać.
- Osz ty wredna, jędzo. - rzuciłam się na nią i zaczęłam gilgotać.
- Stop! Przestań, błagam. - nie wytrzymywała ze śmiechu. Jej twarz przybrała koloru czerwieni.
- Przeproś. - powiedziałam stanowczo nie przerywając jej łaskotać.
- Przepraszam, przepraszam. - wysapała.
- No - odparłam z tonem zwycięzcy - i to mi się - nie dokończyłam bo coś, a raczej ktoś, ciężko na mnie skoczył przez co wylądowałam na podłodze.
- A to za mnie - Luna zaczęła mnie łaskotać.
- Przestań! Przestań! - krzyczałam. Nie było mi wesoło, nienawidzę być łaskotana. Byłam wściekła. Wyciągnęłam swoją różdżkę i zamachnęłam się nią przed nosem Luny.
- Experiarmus! - wypowiedziałam zaklęcie a dziewczyna znalazła się na drugim końcu pokoju trzymając się za klatkę piersiową.
- O Boże. Luna! Wszystko dobrze? - podbiegłam do niej szybko.
- Tak, tak, tylko w szoku jestem... dlaczego? - spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Ja przepraszam, to przez tą cholerną różdżkę! Błagam, wybacz mi... - złapałam się za brzuch mocno ściskając.
- Chachi, nic się nie stało. - powiedziała łagodnie rozluźniając mi ręce.
- Ja na prawdę nie chciałam...
- Wieżę Ci. Ej a to czasem nie jest już czas abyśmy poszły na zielarstwo?! - krzyknęła i wyciągnęła swój telefon który wygrywał jakąś melodię.
- No fuck. - przewróciłam oczami. Szybko się podniosłyśmy z podłogi. Chwyciłam togę w rękę i wyszłyśmy z pokoju.
Jak ja mogłam jej to zrobić? Przecież nie chciałam tego... A jeśli taka sytuacja się jeszcze powtórzy? A jeśli pewnego dnia na prawdę jej coś zrobię? Nie jestem przecież zła! To przez tą cholerną różdżkę. A co jeśli kiedyś, ktoś na prawdę mnie wkurzy? Kiedy to już nie będzie zaklęcie obronne ale... niewybaczalne? Co wtedy? Mogą mnie nawet zamknąć do Azkabanu... Nie chcę tam trafić! Dlaczego ta cholerna różdżka wybrała sobie akurat mnie?! Dlaczego nie kogoś innego? Przecież to nie na moje siły. Nie podołam temu.
- Przepraszamy za spóźnienie. - powiedziałyśmy obydwie wpadając do szklarni.
- Odejmuję minus 5 punktów Gryffindorowi. - rzekła jakaś niziutka kobieta. Po pomieszczeniu rozległ się stłumiony pomruk. Każdy był na nas wściekły. Mają pecha. Podeszłyśmy do wolnych miejsc. Luna musiała stać blisko Nialla a ja blisko Harrego (nawiasem mówiąc, cieszy mnie to). Po jej minie było widać, że nie jest zadowolona. Zgięłam kciuki do wewnętrznej strony dłoni i go zacisnęłam w geście pocieszającym. Przewróciła oczami i się ode mnie odwróciła.
- Czemu się spóźniłyście? - Harry szepną mi do ucha. Nie powiem... przeszły mnie ciarki.. po raz pierwszy wypowiedział jakieś słowa do mnie tak... seksownie?
- Miałyśmy mały wypadek... - zawahałam się. Może lepiej mu nie mówić....?
- Jaki? - mój przyjaciel jest dzisiaj nadzwyczaj ciekawski.
- A co książkę piszesz czy z policji? - zapytałam ironicznie.
- A wiesz, książkę pisze. - odpowiedział pewnie. Harry Potterze, stąpasz po kruchym lodzie...
- Dasz mi ją potem przeczytać? - zaśmiałam się
- Pewnie, ale najpierw odpowiedz. - odwzajemnił gest.
- Niechcący użyłam na Lunie zaklęcia... - przyciszyłam głos by nikt nie usłyszał.
- Jakiego? - naprężył sie. Ej, on coś do niej czuje? Spojrzał się na nią gwałtownie szukając zapewne jakiś obrażeń.
- Obronnego... - powiedziałam szybko.
- A co, coś Ci chciała zrobić?
- No powiedzmy. - odparłam o mało co nie wybuchając śmiechem.
- Ale co? - spytał zdezorientowany.
- Zaczęła mnie gilgotać... - spojrzałam się na niego a on się zaśmiał.
- No co? Dobrze wiesz jak ja tego nie lubię... - odpowiedziałam wkurzona.
- Chachi! - krzyknęła nauczycielka
- Przepraszam już nie będę - próbowałam jakoś wybrnąć z tej chorej sytuacji.
- Mnie się nie tłumacz, to dyrektora. I to migiem! - wrzasnęła
- No ale ja już na prawdę nie będę... - próbowałam jakoś załagodzić sprawę.
- No to dobrze. Ale, Luna zamień się miejscem z Chachi. - spojrzała na Koreankę. Że co?! Nie chcę koło niego siedzieć!
- Powodzenia... - szepnęła mi na ucho gdy przechodziłyśmy obok siebie. Dzięki...
Usiadłam się obok Nialla. Nic. Wsłuchiwałam się w głos mojej, już zresztą znienawidzonej nauczycielki. Pisanie w zeszytach, nienawidzę... A w sumie kto mi każe pisać? Samopiszące pióro... To jest myśl. Chachi zaskakujesz mnie ostatnio, wspomniałam sama do siebie. Pióro sobie pisało i pisało gdy nagle... poczułam czyjąś dużą i ciepłą jak rozgrzany metal, dłoń na moim udzie. Strzepnęłam ją lecz znów powróciła na swoje miejsce, umieszczając się jeszcze wyżej...
- Niall, ogarnij się - syknęłam i znów ją strzepnęłam.
Nie poddał się, wyciągną rękę chwytając mocno moje krzesełko. Po woli ciągną mnie do siebie, aż w pewnym momencie jego ręka znalazła się na mojej kobiecości. Jęknęłam gdy zaczął kciukiem pocierać o materiał spodni. Wyprostowałam się. Spojrzałam się na niego i walnęłam w policzek. Dźwięk który rozniósł się echem po sali zwrócił wszystkie pary oczu wprost na nas. Zrobiłam się czerwona jak burak, złapałam pióro i udawałam, że to nie ja. Spojrzałam ukradkiem na Nialla. Oj, będzie miał pamiątkę. Było się nie zaczynać. Rozejrzałam się po pomieszczeniu a moją uwagę przykuła pewna wpatrująca się na Nialla z grozą w oczach osoba. Widać, że Harry mordował go wzrokiem. Dałam mu znak, że jest ok.
- No to już koniec na dzisiaj - rozbrzmiał głos nauczycielki. Moje ulubione słowa w szkole... Harry szybko mnie pociągnął na korytarz.
- Nic Ci nie jest? - zapytał z przejęciem.
- Nie wszystko ok... - zawiesiłam się. Ale to było... po raz pierwszy ktoś mnie dotkną w taki sposób....
- I co? Podobało Ci się? - usłyszałam czyjś głos. Znam go już prawie na pamięć. Wszędzie bym ten akcent rozpoznała.
- Pewnie, ale nie rób już takich rzeczy. - przygryzłam dolną wargę.
- A co jeśli zrobię? - złapał mnie za brodę i pociągną ją w dół, uwalniając wargę. - Nie rób tak, to mnie cholernie podnieca - wyszeptał mi do ucha.
- A spieprzaj. - wydusiłam. Zrobiło się bardzo duszno. Spojrzałam w jego niebieskie hipnotyzujące tęczówki.
- Jak ty powiedziałaś? - zdziwił się
- Mam Ci to przeliterować? - prychnęłam
- Nie zaszkodzi. - prychną arogancko
- S-P-I-E-P-R-Z-A-J! - wyciągnęłam różdżkę. - Experiarmus! - krzyknęłam a Niall walną w sufit a później spadł na marmurowe kafelki. Nie oddychał. Tłumy okrążyły nas ze wszystkich stron. Widziałam, że pani dyrektor, profesor Minerwa McGonagall, już tu nadchodzi. Szybko usunęłam się z miejsca wydarzenia i popędziłam do najbliższej łazienki. Jak ja mogę takie coś robić?! JAK?! Nienawidzę siebie.
- Jak ja mogłam takie coś zrobić? - wyszeptałam płacząc.
- Co zrobiłaś? - powiedział piskliwy głosik. Szybko poderwałam się z miejsca i z wyciągniętą różdżką przed sobą zaczęłam się rozglądać.
- Kto tam? - zapytałam przerażona
- To ja, Luna. - odpowiedziała mi moja przyjaciółka
- Jak to możliwe, że nie pamiętam Twojego głosu? - zapytałam postać wyłaniającą się zza murka.
- Widocznie tego nie chcesz. - odpowiedziała z kamienną miną
- No chyba nie...
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Co takiego zrobiłaś? - zapytała z przyjaznym uśmiechem. Opadłam z powrotem na podłogę.
- Znów użyłam zaklęcia Experiarmus. - wypowiedziałam spokojnie
- Musisz nad sobą panować. Popracuj nad tym. Możemy razem potrenować. - zaproponowała
- Dobrze... - zaczęłam - dziękuję Ci za wszystko. - przytuliłam ją
- Nie ma za co - odwzajemniła gest - Powinnaś iść do skrzydła szpitalnego zobaczyć jak się Niall czuje.... - zaproponowała
- Dobra pójdę ale...
- Żadne ale! - przerwała mi
- No ale przecież ja nie wiem gdzie to "skrzydło szpitalne" jest! - krzyknęłam poirytowana. Na twarzy Luny zagościł uśmiech.
- No chyba, że takie ale. - wybuchłyśmy śmiechem.
Luna zaprowadziła mnie pod wielkie czarne drzwi.
- Trzymam kciuki... a i Chachi... lepiej będzie jeśli oddasz mi na ten moment różdżkę.... - zawiesiła się nie wiedząc jak zareaguję.
- Tak... masz rację... - zawahałam się zanim oddałam moją własność w ręce przyjaciółki.
Weszłam do wielkiego pomieszczenia z wysokim sufitem. Wiem, że jestem niska ale nawet Hagrid wydawałby się maciupeńki w porównaniu z tą przestrzenią. Rozglądałam się na prawo i lewo aż w końcu zauważyłam Nialla leżącego na samym końcu sali. Jego blond czupryna opadała mu na twarz. Spał. Podeszłam do niego i usiadłam na krzesełku stojącym obok łóżka. Jest taki bezbronny... zupełnie inny niż na lekcji. Przejechałam delikatnie palcem wskazującym od jego łokcia aż po koniuszki palców. Lekko drgną i zacisną mocno dłoń, ale to na chwilę. Rozluźnił palce uwalniając moje od jego żelaznego uścisku. Uśmiech wkradł mi się na usta patrząc jak oblizuje usta i układa je w dzióbek. Nie spał, obudził się. Leżał tak jeszcze parę minut aż wreszcie otworzył jedno oko a za nim podążyło drugie.
- Powinnaś mnie przeprosić. - jego zachrypnięty głos rozbrzmiał po całej sali. Znów zamkną oczy i wydął usta.
- Chyba śnisz Niallu Horanie. - klepnęłam go w rękę.
- Właściwie, gdyby to był sen, to byś już nie miała tych ubrań na sobie. - zaśmiał się
- Osz ty! Idę sobie. - wstałam gwałtownie, aż krzesełko na którym siedziałam się przewróciło.
- A idź, jeszcze kiedyś pożałujesz, że nie skorzystałaś z takiej okazji. - zaśmiał się gdy ja zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Świnia. Skwitowałam go w myślach.
Idąc do naszego pokoju jak zwykle zabłądziłam na schodach. Które to były? Kurwa.... Wreszcie jak je odnalazłam na mojej twarzy pojawił sie promienny uśmiech. Luna siedziała na swoim łóżku i bacznie przyglądała się mojej różdżce.
- Ciekawa? - zapytałam a brunetka się wzdrygnęła i spaliła buraka
- Sądziłam, że dłużej tam będziesz. Ale tak, bardzo ciekawa. Przyglądałaś się jej kiedyś? - zapytała z zaciekawieniem
- Nie, nigdy mnie to nie interesowało zbytnio. A co widzisz tam coś interesującego? - zaciekawiłam się
- No tak, można tak powiedzieć. - pokazała mi wyryty napis.
- Co to? - spojrzałam dokładniej
- To są inicjały. T.M.R. - pobielała
- Co to znaczy? Wybacz nie znam sie. - zaśmiałam się
- Tom Malvoro Riddle. Kiedyś czytałam o tym w jakiejś książce z Działu Ksiąg Zakazanych... - przyciszyła głos
- Nadal nie rozumiem. - przeniosłam wzrok z różdżki na nią.
- Też tego nie rozumiem. Może ta różdżka do niego kiedyś należała?
- Możliwe. Jaki Niall jest głupi... - powiedziałam. Mówiąc te słowa mój mózg miał sprzeczne impulsy.
- Co zrobił? No opowiadaj. - zaśmiała się. Wiem, że to dziwne ale... kocham jak się śmieje.
- No bo jak już weszłam do tego całego "szpitala", to najpierw nie mogłam go znaleźć. No i szukałam i szukałam...
- Ale weź od razu do szczegółów no. - przerwała mi
- Poczekaj, wszystko w swoim czasie! - krzyknęłam uśmiechnięta
- No i... zaraz na czym ja skończyłam? - zapytałam przygryzając wargę. Kocham ją wkurzać.
- No, szukałaś go i szukałaś. - ponagliła mnie
- No, i wreszcie go znalazłam, podeszłam do łóżka a przy nim stało takie krzesełko, było strasznie niewygodne. Dupa mnie do teraz boli. Będę miała odciski..
- Chachi! - krzyknęła
- No już mówię - zaśmiałam się - Zaczęłam ręką go miziać od łokcia aż po palce u rąk... - zrobiłam przerwę na wdech, po minie Luny widać było, że bardzo ją to ciekawi - i zacisną moje palce w swojej dłoni, tak wiesz, bardzo mocno. Miał jeszcze zamknięte oczy ale ja wiedziałam, że już nie śpi. Rozluźnił palce i zrobił dzióbka. Chciał, żebym go pocałowała. No i jak już mi sie nie chciało tak leżeć w bezruchu, otworzył oczy i powiedział, że powinnam go jakoś przeprosić za to co mu zrobiłam... - znów przerwa na wdech, starałam się to opowiadać bardzo wolno, każde słowo oddzielone i równo wymówione - powiedziałam, że chyba śni a on na to "Właściwie, gdyby to był sen, to byś już nie miała tych ubrań na sobie" kumasz to? Jaka świnia! - zaśmiałam się.
- I to już wszystko? - zdziwiła sie
- No, nie miałam zamiaru przebywać w jego towarzystwie ani sekundy dłużej... - zawahałam się
- No ok, nic już więcej nie mów, zapewne teraz chcesz iść do łazienki sie umyć co? - wytknęła mi język. Tylko skinęłam głową. Podniosłam się z jej łóżka i podniosłam moją piżamę którą rano zapomniałam schować.
Umyta weszłam do łóżka. Zapomniałam wziąć moich ciuchów z łazienki więc się jeszcze cofnęłam. Gdy otworzyłam drzwi, przestraszyłam sie. Koło ściany był jakiś stwór.
Pośpiesznie zapaliłam światło ale jego już nie było. Może lepiej zostawię już te ubrania w tej łazience? Tak, to dobry pomysł.
Cofnęłam się i położyłam do łóżka... Jakoś dziwnie mi było.
- Luna, śpisz? - zapytałam
- Masz szczęście, jeszcze nie. - zażartowała - A co?
- Mogłabym spać dzisiaj z Tobą?
- Pewnie chodź. - zrobiła mi miejsce
- Dziękuję.
Kocham spać, chociaż wiem, że w tedy jestem najmniej bezpieczna.